Translate

niedziela, 13 sierpnia 2017

Już jest! Nowy blog o tej samej tematyce, tyle że na własnym serwerze, samodzielnie utworzony! Zapraszam serdecznie na moją stronę http://www.astroteatr.pl/http://www.astroteatr.pl/

czwartek, 3 marca 2016

Wspomnienia z Raju

Zatęskniłam za moim blogiem...za dzieleniem się codziennością, przemyśleniami, wiedzą, wspomnieniami. Podobno każda myśl niewyrażona jest stracona dla świata. Tyle się dzieje we mnie i wokół mnie, tyle zmian...Są chwile, kiedy myślę, że nikogo to przecież nie obchodzi poza mną samą, ale pojawiają się też momenty, w których przeczuwam, że gdzieś na świecie istnieją osoby, które myślą i czują podobnie i moje słowa mogą być dla kogoś wsparciem. Dzielenie się wiedzą, jaką zdobyłam dzięki astrologii, teatrowi i podróży może zainspirować kogoś do życia zgodnego z własną naturą i zainteresowaniami...
A póki co, zamieszczam kilka zdjęć z ostatnich wakacji, które spędziliśmy rodzinnie na małej greckiej wyspie Meganisi...po prostu Raj na ziemi :-)

Po prostuj Raj...plaża na wyspie Meganisi

Moja szalona rodzina :-)

Meganisi...

Meganisi widok z góry

Fantastyczne klimaty

No po prostu Raj...

Nasza ulubiona plaża na Meganisi,  której często byliśmy jedynymi użytkownikami

Spacer po Meganisi

Moja uzdolniona córka jest mistrzynią tworzenia klimatów :-)

My dwie - Karola i Ja :-)

Przystań

Taka ciekawostka...

Rozkosz...

Moja najdroższa córka Karolina :-)

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Powroty są piękne!

Moi Drodzy!
I znów wracam, tym razem, mam nadzieję na dłużej...być może dlatego że planeta Wenus, która rządzi moim Ascendentem aktualnie się cofa :-)
Wiele się w moim życiu zmieniło, ale miłość do Teatru, Astrologii i Podróży - pozostała.
Jutro wyjeżdżam w podróż - niespodziankę, którą zafundowała mi córka - znając moją miłość do Grecji będzie to najprawdopodobniej jedna z wysp :-).
A ja wspominam wciąż mój ostatni pobyt na Zakyntos w uroczej miejscowości Kalamaki. Zakochałam się w tej wyspie, która ujęła mnie cudownym klimatem, zielenią, piaszczystymi plażami, przecudownymi widokami, otwartością mieszkańców i jeszcze czymś, czego nie potrafię wyrazić. Po prostu czułam się tam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Czy sprawiły to wszystkie odcienie błękitu nieba i morza, zieleń drzew, zapach ziół, bujność kwiatów...nie wiem, ale chętnie wróciłaby tam jeszcze raz.
Fantastyczna jest również Kefalonia, którą odwiedziliśmy na jednodniowej wycieczce...

Za mną twarz Neptuna

I jak tu nie czuć się szczęśliwą...

Jezioro na wyspie Kefalonia, niezapomniane przeżycie

Za mną słynna plaża Myrtos, na której wylądował przystojny Nicolas Cage w "Kapitanie Corelli"

Żółw Caretta Caretta, którego udało mi się sfotografować tuż przed wynurzeniem się

Ach tę błękity! Mąż śmiał się ze mnie, że fotografuję wodę :-)

Mnie to zachwyca...

To nie Saint Tropez tylko Kefalonia :-)

sobota, 5 października 2013

Wspomnienia z Thassos

Jesień nadeszła niepostrzeżenie, jeszcze promienna i kolorowa, ale lada chwila zmieni ubranie na szare, zanim chłodna zima ubierze ją na biało, upodabniając do samej siebie. Patrzę przez okno na opadające liście i ciągle jeszcze radosne, chociaż blednące Słońce i myślę sobie, że tak właśnie się czuję i chciałabym jak najdłużej zachować ten czas wczesnej jesieni, pełnej barw i stonowanej radości...
Tymczasem pod oczami ciągle mam błękit morza i nieba z Thassos, mało popularnej wśród polskich turystów greckiej wyspy, słonecznej i radosnej, w której czułam się jak w raju. Zwykle wybieram cele swoich podróży nie tyle ze względu na piękno krajobrazu, chociaż to oczywiście jest też istotne, ile z powodu miejsc, które można zwiedzić i wrażeń, jakich dostarczają. Szczególnie kocham wielowiekowe miejsca kultu, bez względu na wyznawaną religię, stare kościoły, wielkie katedry, starożytne świątynie...czuję w nich skumulowaną energię duchową, która przypomina mi, że cokolwiek napotkam po tamtej stronie, będzie konsekwencją tego kim jestem na tym świecie i co zrozumiałam z wydarzeń mojego życia...Tym razem jednak zapragnęłam prawdziwych wakacji, takich z plażowaniem, kąpielą w ciepłym morzu, wylegiwaniem się na słońcu, leniwą atmosferą, długimi spacerami wzdłuż wybrzeża, snuciem się krętymi uliczkami niewielkiego kurortu i nadmorskich miasteczek - wszystko to znalazłam na Thassos. Prawdę mówiąc niewiele jest tam do zwiedzania, owszem jest bogate i bardzo interesujące muzeum w stolicy wyspy z ogromnym "Pasterzem z owieczką", przypominającym do złudzenia dużo bardziej współczesną symbolikę, byliśmy również we wspaniałym starożytnym teatrze z V w p.n.e, jednym z najstarszych w Grecji (obecnie w konserwacji, ale i tak udało nam się pod osłoną zmierzchu wspiąć na sam szczyt, podziwiając niezwykłą budowlę i przecudowny zachód słońca), odwiedziliśmy również pięknie położony klasztor Archanioła Michała, miejsce zachwycające pod każdym względem i zaspokajające moją potrzebę kontaktu z wyjątkowymi miejscami kultu, ale to prawie wszystko, co warto zobaczyć na Thassos. Pojechaliśmy jeszcze do Theologos, starej, historycznej stolicy, która okazała się miejscem klimatycznym, chociaż mocno wyludnionym i do Panagii, miejscowości cudownej pod każdym względem - poza tym były do oglądania tylko coraz piękniejsze plaże i zatoczki, których na wyspie jest mnóstwo i z których właśnie słynie. Jednak atmosfera spokoju, urokliwe miejsca i przecudnej urody krajobrazy czynią z Thassos wyspę niezwykłą - po prostu chce się tam wrócić. Było wakacyjnie, relaksująco, pięknie, po prostu cudnie!

Takich miejsc jest tam mnóstwo       

Giola, jedna z większych atrakcji turystycznych, widziana ze statku. To oczko ze szmaragdową wodą, która wpływa z morza. Można się kąpać, co wiele osób czyni, ale trudno się tam dostać od strony lądu.
Klasztor Archanioła Michała widziany ze statku
Szmaragdowy kolor morza...
Pływało się cudownie :-)
Wycieczka statkiem była wspaniała :-)
Mój mąż na tle "Pasterza z owieczką"

W muzeum
hotelowa tawerna, w której jadaliśmy kolacje

W tawernie
W Theologos kupuję miody i oliwę, z których słynie Thassos
Tu jedliśmy śniadanie
Panagia, wnętrze kaplicy zawsze otwartej, klucz leżał na parapecie, w środku świece i zapałki 
Na rynku w Panagii

Na stateczku :-)

niedziela, 22 września 2013

O aktorach

 
Dziś będzie o teatrze, a właściwie o aktorach. Tak, wiem, opuściłam bloga i zniknęłam na 3 miesiące z wszystkimi przemyśleniami, horoskopami i refleksjami na temat astrologii, teatru i podróży. W dodatku bez słowa. Tak się nie robi, wiem. Czasem jednak wydaje mi się, że napisano już tak wiele na tematy, które mnie interesują, że mój głoś wydaje się nieważny. Nie chcę powtarzać tego, co piszą inni, dlatego staram się mojemu blogowaniu nadawać ton bardziej osobisty. Tylko że teraz istnieje moda, żeby mówić tylko o sukcesach, bo kogo interesują porażki? Ale życie przecież składa się z jednych i drugich. U mnie to się przeplata nieustannie, tworząc barwny kolaż, obecnie pełen kolorów jesieni, ale zdarzają się też różne odcienie szarości - wtedy zagłębiam się w siebie, szukam barw we własnym wnętrzu, w moich pasjach i przyjemnościach, preferuję samotność i ładuję akumulatory, żeby mieć się czym dzielić. Te miesiące postanowiłam poświęcić sobie, w oderwaniu od obowiązków i szerszych kontaktów, mogłam sobie na to pozwolić, bo nie miałam zbyt wiele pracy. 
Los aktora bywa dość okrutny. 
Sytuacja zawodowa artystów interesowała mnie zawsze, od momentu, kiedy z dnia na dzień pod koniec czerwca 1991 roku zostałam zwolniona z warszawskiego Teatru na Woli z przyczyny zmniejszenia dotacji i konieczności ograniczenia zespołu - w czasach, kiedy etatowa praca w teatrze była jedynym źródłem zarobków. Doświadczyłam wszystkich trudności z tym związanych, pracowałam poza teatrem również w telewizji i radiu, potrafiłam się przekwalifikować, poznałam teatr także od strony organizacyjnej i producenckiej, prowadząc impresariat w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Ukończyłam podyplomowe Studium Zarządzania Kulturą z Perspektywy Integracji z UE w PAN z oceną celującą i zdobytą tam wiedzę starałam się wykorzystać dla środowiska aktorskiego pracując i działając w ZASP-ie.
Jeszcze zanim zostałam zatrudniona przeprowadziłam na własny rachunek i z własnej inicjatywy ankietę wśród aktorów na temat ich sytuacji zawodowej i ekonomicznej, niestety w tamtym czasie nikt nie był zainteresowany jej opracowaniem. Najważniejszy wniosek, jaki wyciągnęłam z wyników ankiety był taki, że mimo trudnej sytuacji  aktorzy nie planują zmiany zawodu i nie biorą pod uwagę możliwości przekwalifikowania się.
Zdobyłam fundusze i zorganizowałam Przegląd Małych Form Teatralnych – Aktorska Wiosna Teatralna na terenie W.W.W Koneser,  z udziałem niezależnych przedstawień, które Koledzy mieli w swoim repertuarze.
Utworzyłam w Oddziale Warszawskim ZASP Scenę Inicjatyw Artystycznych, w ramach której wyprodukowałam dwa spektakle: „Henryk IV, część I” W.Szekspira w tłumaczeniu i reżyserii Jana Kulczyńskiego oraz „Konik Garbusek”  P.Jerszowa w adaptacji i reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego – oba spektakle wieloobsadowe wyłącznie z udziałem aktorów bez etatu. Spektakle były pokazywane między innymi  w MCKiS, w Teatrze Małym Teatru Narodowego w Warszawie, w Chorzowie, Gliwicach, Włocławku oraz na innych scenach województwa mazowieckiego. „Konik Garbusek” przez długi czas był w repertuarze Teatru Polonia K.Jandy w Warszawie.
Organizowałam szkolenia, udzielałam porad i pomagałam Kolegom w pisaniu wniosków o dotacje oraz w poszukiwaniu  źródeł finansowania przedsięwzięć artystycznych.  
Pełniłam również funkcję Sekretarza Zarządu Oddziału Warszawskiego oraz członka Rady Programowej ZASP w latach 2004-2008. Odeszłam od pracy i działalności w ZASP-ie, ponieważ jak każdy artysta zapragnęłam na jakiś czas wrócić do zawodu. Pomyślałam, że nie można zrobić dla innych tego, czego się nie zrobiło dla siebie.
Nie żałuję. Wspaniale było znów poczuć scenę pod stopami, posłuchać własnych uczuć, wydobyć je na zewnątrz i dzielić się tym wszystkim, co leżało już trochę uśpione. Zagrałam urocze role w "Bogu" W.Allena w reż. K.Jandy w towarzystwie wspaniałych aktorów, których bardzo lubię i cenię, na scenie Teatru Polonia, przy którego powstawaniu byłam od samego początku. Zagrałam w "Romansie z Czechowem" w jednoaktówce "Niedźwiedź" w reż.M.Pilawskiego w Teatrze Małym w Manufakturze w Łodzi a przede wszystkim zrobiłam 2 monodramy - "Kochany Synu" Ani Mentlewicz  w reż.R.Grzeli i "Smażone zielone pomidory" F.Flagg w adapt. i reż. R,Grzeli za które otrzymaliśmy nagrody na ogólnopolskich festiwalach monodramów. Nie udało mi się jednak jak do pory uzyskać stałego miejsca grania naszego ostatniego monodramu, będącego rezultatem bardzo długotrwałej, wspólnej i integralnej pracy, mojej i Remka Grzeli, wiem, że warto  walczyć, bo to dobry spektakl i jest odbierany znakomicie, publiczność mam po swojej stronie i to mnie cieszy, wciąż nie tracę nadziei, ale nie najlepiej mi to idzie. Łatwiej mi było walczyć o cudze spektakle i takie, w których nie grałam. No cóż...
Ten długi wywód jest po to, żebyście wiedzieli jak bardzo dobrze rozumiem obecną sytuację aktorów w Polsce. Na własnej skórze doświadczałam wzlotów i upadków i chociaż to piękny zawód nie daje gwarancji na nic, szczególnie w czasach kryzysu. Wszyscy nosimy w sercu przekonanie o własnej wyjątkowości, ale życie weryfikuje marzenia i niejeden z nas zostaje z niczym. Dosłownie. Można powiedzieć, że taki jest los artysty, ale czy tak musi być w XXI wieku, w czasach, kiedy świadomość tego jak istotny jest rozwój sztuki dla tożsamości każdego narodu wydaje się być czymś oczywistym? Ludziom zawód aktora kojarzy się z blaskiem reflektorów, wywiadami, obecnością na dywanach, nie wiedzą, że może to być tylko ich "5 minut" a o każdą minutę dłużej przebywania w tym świecie iluzji aktorzy muszą walczyć zaciekle i do krwi. Większość artystów nie ma stałej pracy i żyje tylko nadzieją, że zadzwoni telefon, że wydarzy się coś wyjątkowego, że zostanie zauważony. Im jesteśmy starsi tym jest trudniej, ale młodzi też mają nielekko, bo marzenia o wielkiej karierze i charyzmie zawodu muszą zmierzyć z rzeczywistością reklam i seriali, żeby przetrwać. Współczuję tym, co są na początku tej drogi a jednocześnie mocno trzymam za nich kciuki, aby nie stracili wiary w siebie, w swoje umiejętności i znaczenie własnej pracy.
Zamieszczam kilka zdjęć z ostatnich filmów, w których brałam udział, to tylko epizody, ale dały mi dużo radości. Zwłaszcza atmosfera na planie filmu "Zbliżenia" w reż. Magdy Piekorz była fantastyczna, to wielka przyjemność patrzeć jak Magda pracuje a poza tym - tyle spotkań, rozmów z kolegami, których widuje się okazjonalnie na castingach albo na zdjęciach. Sama przyjemność.
Postaram się poprawić i zaglądać tu częściej :-)

 
"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz - praca wre...

"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz- przed ujęciem

"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz- Kasia Bargiełowska i Janusz Łagodziński


"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz- Kasia Bargiełowska, Janusz Łagodziński i Ja

"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz- wspaniała Pani Reżyser :-)

"Zbliżenia" reż. Magda Piekorz- dziecięce gwiazdy
 
"Kamienie na szaniec" reż. Robert Gliński - trudno mnie poznać, ale to ja :-)


 "Kamienie na szaniec" reż. Robert Gliński- reżyser i młoda obsada podczas krótkiej przerwy w zdjęciach

"Kamienie na szaniec" reż. Robert Gliński- dzieci na planie to prawdziwe gwiazdy


czwartek, 27 czerwca 2013

V Konferencja PSA

Dziś, a właściwie już wczoraj o godz.1.41 GMT, Jowisz wkroczył do znaku Raka, w którym jest "wywyższony". Cały dzień świętowałam! Czekałam na to od roku. W Bliźniętach mój patron czuł się fatalnie, bo na wygnaniu - można powiedzieć, że zawędrował zbyt daleko od domu.
Nie oczekuję zbyt wiele, bo Jowisz nie jest dla mnie zbyt hojny, ale i tak czuję się, jakbym z dalekiej wędrówki wróciła do domu.
Pomimo Jowisza w Bliźniętach, a może właśnie z tego powodu, V Konferencja Polskiego Stowarzyszenia Astrologicznego przebiegła znakomicie. Jowisz spełnił swoją funkcję, rozsiewając obficie fragmenty wiedzy, którą każdy z nas, wykładowców, pragnął podzielić się z publicznością. Nie tyle głęboko, ile szeroko rozlały się tematy, jak na Jowisza w Bliźniętach przystało. Niestety z przyczyn osobistych nie mogłam uczestniczyć we wszystkich wykładach, ale te, na których byłam, po raz kolejny pokazały mi jak bardzo bogata jest to dziedzina wiedzy i utwierdziły w przekonaniu, że astrologia jest ściśle związana z osobą astrologa i że każde indywidualne podejście wzbogaca ogromną spuściznę, jaką zostawili po sobie tradycyjni i współcześni astrologowie. Ja też dodałam swój mały kamyczek proponując spojrzenie na horoskop jak na teatr - nie ma w tym nic nowego, starożytni tak właśnie pojmowali działanie planet, ja tylko starałam się pójść o krok dalej i pokazać, że lepiej zrozumiemy jak bardzo zmienia się charakter i osobowość planety w zależności od znaku, w którym przebywa, godności, jaką posiada i aspektów, jakie odbiera, kiedy sami wejdziemy w jej skórę i poczujemy złożoność sytuacji, w której się znalazła. Jestem aktorką, dlatego lepiej wchłaniam wiedzę poprzez uczucia i emocje, trudno mi polegać tylko na chłodnym rozumie i zawodnej pamięci.
Konferencja, jak zwykle, była świetnie zorganizowana, panowała miła atmosfera i wszyscy się do siebie uśmiechali. Była znakomitą okazją do wymiany poglądów i nawiązania kontaktów z osobami, mającymi te same zainteresowania. Jestem raczej outsiderką, niezwiązaną z żadną "jedynie słuszną" linią myślenia i postępowania - w zasadzie w każdej dziedzinie mojego życia, więc takie kontakty są dla mnie bezcenne.
Od jesieni zamierzam ruszyć z kolejną transzą warsztatów astrologiczno-teatralnych, mam nadzieję, że udało mi się zachęcić niektórych adeptów astrologii do spróbowania tej formy zdobywania wiedzy - poprzez wspólną zabawę w teatr.
A oto kilka fotek z Konferencji:

Podczas mojego wykładu

Ulotki AstroTeatru

W towarzystwie znakomitego astrologa Włodzimierza Zylbertala

Równie znakomite towarzystwo - z Wojciechem Jóźwiakiem i Bogdanem Zbrzeżnym